Po bardzo dobrych doświadczeniach z Armandem Prospectorem 2, który przez ponad rok służył mi jako uzupełnienie Minelaba X-terra 705 i wykrywacz do zadań specjalnych w trudnym terenie, postanowiłem sięgnąć po najbardziej zaawansowany polski wykrywacz metali – Armand Dominator 2. Oczekiwania były spore. I – jak myślę – udało się je spełnić.
Choć czuję się w szczególny sposób związany z moim Minelabem, nowego wykrywacza musiałem użyć szybciej, niż myślałem. Po raz drugi, po trzech wcześniejszych awariach i spawaniu cewki X-terry 705, niespodziewanie pękła mi śruba mocująca. Nie miałem zapasowej, nie mogłem jej też, z uwagi na okres świąteczny, zamówić, licząc na szybką dostawę. Na ostatnie zeszłoroczne wyjście, bez przygotowania i domowych testów, a przede wszystkim bez zapoznania się z instrukcją (mając jednak w pamięci to, czego nauczyłem się przy Prospectorze 2), musiałem zabrać w teren Dominatora 2.
I już podczas pierwszego użycia, nowy wykrywacz na trwałe zapisał się w historii moich poszukiwań. Tego dnia przy jego użyciu odkryłem dolne okucie – tzw. trzewik pochwy miecza z X wieku (w pewnym sensie odkrycie to od razu podważyło pojawiające się opinie, że Dominator 2 to tylko sprzęt na militarkę – choć na militarkę też jest dobry, o czym później). Dziś trzewik znajduje się w Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie. Z uwagi na rzadkość odkryć tego typu, pokazano go już na pierwszej wystawie. Ale po kolei…
Decyzja, jak zawsze, nie była łatwa. Do zakupu nowego sprzętu trzeba dojrzeć. Najpierw czytanie opinii, później telefony do znajomych, na końcu szukanie na forach użytkowników Dominatora 2 i zarzucanie ich pytaniami. Opinie o sprzęcie były różne, ale zauważyłem też pewną prawidłowość – źle o Dominatorze 2 wypowiadali się ci, którzy nigdy nie trzymali go rękach. Dobrze i bardzo dobrze natomiast ci użytkownicy, którzy najnowocześniejszy wykrywacz Armanda sami sprawdzili w terenie. Ostatecznie zadecydowała recenzja sprzętu, jaka zamieszczona została w lipcowym wydaniu “Odkrywcy” z 2010 roku (polecam lekturę tego tekstu, bo można tam znaleźć naprawdę wiele praktycznych informacji na temat produktów Armanda). Zdecydowałem się na zakup pełnego zestawu (torba, słuchawki, dwie ładowarki i osłona na panel) bezpośrednio od producenta. Dwa dni później kurier doręczył mi przesyłkę. Miało to być moje trzecie doświadczenie z Armandem. Po pinpointerze, którego wciąż używam i Prospectorze 2, którego od czasu do czasu wypożyczam znajomym w celach rekreacyjnych, oczekiwania były naprawdę spore.
Po otwarciu paczki nasunęły się pierwsze spostrzeżenia. Estetyka i jakoś wykonania to mocna strona wszystkich produktów Armanda. Sprzęt wygląda porządnie i składa się intuicyjnie. Złożenie wykrywacza zajmuje dosłownie 30 sekund. Wszystko (wykrywacz wraz kompletem akcesoriów) znajduje się w poręcznej torbie, nie zajmującej wiele miejsca (nie musiałem jej wpychać na siłę do mojego samochodu, jak to było z Garrettem czy Minelabem). Wykrywacz, co jest szczególnie ważne dla każdego poszukiwacza, waży zaledwie 1,3 kg, jest ergonomiczny i nie stanowi żadnego obciążenia dla poszukiwacza (długość rurki nośnej jest, oczywiście, regulowana). Sama obsługa Dominatora 2 jest stosunkowo prosta. Wymaga jednak, moim zdaniem, odpowiedniego przygotowania, by nie tracić później czasu na próby w terenie. Może to być z powodzeniem sprzęt dla początkujących, ale cierpliwych poszukiwaczy, którzy przyswoją część wiedzy “na sucho” w domu, ale zdecydowanie bardziej polecam go tym, którzy mają choć małe doświadczenia, czy to z wykrywaczami Armanda (np. z Prospectorem 2), czy z innymi polski produktami. Tak czy inaczej – gdyby miał to być wasz pierwszy sprzęt – pełne wdrożenie w obsługę i osłuchanie z sygnałami nie powinno zająć więcej jak kilka dni. Choć ja nie używam dyskryminacji, dla początkujących poszukiwaczy znaczenie może mieć fakt, że w Dominatorze 2 zastosowano dwa rodzaje dyskryminacji: cisza na żelazo i dźwięk na metale kolorowe (tak samo jest w Prospectorze 2) oraz wysoki dźwięk na metale kolorowe i niski na żelazo. Warto też zwrócić uwagę na możliwość dokładnego dostrojenia wykrywacza do gruntu. Rozwiązania, jakie zastosowano w tej kwestii w Dominatorze 2, wcześniej posiadały jedynie zachodnie wykrywacze z najwyższej półki.
Nieco sceptycznie podszedłem na początku do kwestii braku możliwości zmiany akumulatorów w trakcie poszukiwań. Na szczęście te wbudowane w jednostkę centralną są stosunkowo wydajne. Wystarczają na cały pełny dzień pracy wykrywacza. Można je ponadto doładowywać w każdym momencie, ponieważ nie posiadają efektu pamięci. W zestawie znajduje się ładowarka samochodowa, której kilka razy użyłem. To stosunkowo innowacyjne, ale też ekologiczne rozwiązanie. Ostatecznie – poczułem się przekonany.
Kilka chwil później dzięki temu niepozornemu urządzeniu znalazłem trzewik pochwy miecza z X wieku
Odkrycie trzewika sprawiło, że już zawsze patrzeć będę na Dominatora 2 z sentymentem. Aby sprawdzić jego możliwości, zabrałem go raz jeszcze w teren – w miejsca, w których byłem już wcześniej z X-terrą 705. To najlepszy sposób na sprawdzenie wartości nowego sprzętu. Byłem zaskoczony. W miejscach przeszukanych i przeze mnie, i przez moich kolegów z Iławskiej Grupy Poszukiwawczej (chodzimy na Minelabach, Garrettach i Fischerach), pojawiały się nowe sygnały. Wykopałem trochę miedziaków, kilka nowych sreberek, ale przede wszystkim dwa niemieckie nieśmiertelniki i jeden radziecki medal (a wydawało się, że nie da się już więcej z tych miejsc wycisnąć). Moje dotychczasowe doświadczenia z Dominatorem 2, a zabrałem go w teren jeszcze kilka razy, pozwalają z pełną odpowiedzialnością stwierdzić – to naprawdę dobry i uniwersalny sprzęt, przystosowany do polskich warunków terenowych. To, co dla mnie ma dodatkowo duże znaczenie – cewka Dominatora 2 jest całkowicie wodoszczelna i można ją zanurzać w wodzie. To też już sprawdziłem. Jest też ogromnie wytrzymała, a po złych doświadczeniach z cewką X-terry 705, to dla mnie priorytet.
Na zakończenie powtórzę to, co napisałem w przypadku Prospectora 2, a co może mieć znaczenie dla wszystkich, którzy mają odwieczny dylemat – wybrać sprzęt polski czy zagraniczny. Ogromną zaletą firmy Armand jest to, że zawsze można liczyć na wsparcie i pomoc. Mam tu na myśli nie tylko kontakt telefoniczny czy mailowy, ale także zamieszczone w Internecie materiały pomocnicze: filmy, porady i instrukcję obsługi sprzętu, którą zawsze warto mieć ze sobą. Początkujący poszukiwacze powinni również zapoznać się z przygotowanym przez producenta vademecum poszukiwacza, które odpowie na pytania, jak przygotować się do poszukiwań, co należy zrobić po odnalezieniu niewybuchu czy zabytku archeologicznego. Jeśli więc macie jakiekolwiek wątpliwości, zgłaszajcie się do producenta!
Szczegóły techniczne znajdziecie bezpośrednio na stronie producenta.