Dwa lata temu zasłynął odkryciem topora bojowego, który dziś oglądać można w Muzeum Bitwy pod Grunwaldem. W badaniach, które organizowane są na Polach Grunwaldzkich, bierze udział od samego początku. Bitwa, która rozegrała się w 1410 roku, interesowała go od zawsze. Paweł Grochocki to jedna z osób, która ma już swój skromny wkład w rozwikłanie jednej z największych zagadek polskiej historii.
zdziennikaodkrywcy.pl: – Za nami kolejny sezon badań archeologicznych pod Grunwaldem. Tegoroczne prace miały pomóc w dokładnym ustaleniu miejsca, w którym znajdował się obóz wojsk krzyżackich. Po raz kolejny brałeś udział w badaniach. Co udało się odnaleźć i jakie wnioski płyną z tych odkryć?
Paweł Grochocki: – W badaniach wziąłem udział po raz trzeci. Znalezisk, podobnie jak w latach poprzednich, było sporo. Znajdowano przede wszystkim groty strzał i bełtów, elementy końskiego rzędu, podkowy, ale też topory, których być może używano w bitwie. Te znaleziska i ich lokalizacja utwierdzają wszystkich w przekonaniu, że obóz krzyżacki znajdował się w rejonie kaplicy pobitewnej, a bitwa nie toczyła się między wsiami Stębark i Łodwigowo, a pomiędzy Grunwaldem i Łodwigowem. Po mału sprawdza się teoria prof. Svena Ekdahla, który w tym roku również pracował pod Grunwaldem.
– A co tobie udało się odnaleźć w tym roku na polach pod Grunwaldem?
– W tym roku udało mi się znaleźć tylko dwa groty i prawdopodobnie fragment ostrogi. Rok temu było efekty prac były lepsze, bo odkryłem trzy groty, ostrogę i szeląga krzyżackiego.
– Organizatorzy zapowiadają, że prace badawcze będą realizowane też w kolejnych sezonach. Weźmiesz w nich udział?
– Zmienić ma się formuła badań. Jeżeli będzie taka możliwość, wezmę w nich udział. Dla mnie to już tradycja. Większość detektorystów, których poznałem w trakcie badań, chce wracać tu w kolejnych latach.
– Mimo upływu lat o bitwie pod Grunwaldem wciąż wiemy niewiele. Jakie to uczucie brać udział w badaniach, których celem jest rozwikłanie jednej z największych zagadek polskiej historii?
– Wielu poszukiwaczy chciałoby tu być. I nie tylko tu, bo podobnych badań powinno być organizowanych w Polsce więcej. Narzeka się w Polsce na stosunek poszukiwaczy do narodowego dziedzictwa, a przykład Grunwaldu pokazuje, że detektoryści rzucają wszystko, poświęcają czas i pieniądze, by przez kilka dni pracować dla nauki. Z tego potencjału powinno się częściej korzystać.
– Jak wygląda współpraca z muzealnikami i archeologami w trakcie tego typu badań? Wykrywacz wydobywa z siebie sygnał, kopiesz, odkrywasz bełt od kuszy. Co dalej?
– Po wydobyciu z ziemi przedmiotu, co do którego istnieje podejrzenie, że jest związany z bitwą, opisuje się go za pomocą współrzędnych i głębokości zalegania. Współrzędne nanoszone są na specjalną mapę. W ten sposób tworzy się mapa odkryć, która w całości może podsunąć interesujących teorii.
– Jakiego sprzętu używasz na co dzień?
– Od prawie dwóch lat chodzę z Deusem XP z cewką 9 cali. To ciekawa konstrukcja bo używam sztycy od Armanda. Nie zamieniłbym mojego wykrywacza na żaden inny.
– Specjalizujesz się w poszukiwaniu monet czy militariów? Co sprawia ci największą radość?
– Największą radość sprawia mi samo poszukiwanie, możliwość obcowania z historią. Podobnie jak wielu innych poszukiwaczy w Polsce czekam na zliberalizowanie prawa, co takim pasjonatom jak ja pozwoli być bardziej aktywnym na co dzień. Póki co niemal wyłącznie ograniczam do udziału w akcjach takich jak ta pod Grunwaldem.
fot. Anna Straszyńska, Paweł Grochocki