Stało się to, o czym rozmawiałem wczoraj z dziennikarzem specjalizującym się w historii XX wieku – wykonanie odwiertów na terenie kompleksu bunkrów w Mamerkach było dopiero pierwszym rozdziałem dłuższej historii. Tym samym zaczyna ona już na początku przypominać serial, którego fabuła prawie od roku rozgrywa się na Dolnym Śląsku.
Jestem jedną z osób, które do sprawy odkrycia zamurowanego pomieszczenia na terenie kompleksu w Mamerkach podchodzą z entuzjazmem. Nie dlatego, że sądzę, iż ukryta jest tam bursztynowa komnata lub jej elementy, ale dlatego, że jeśli pomieszczenie rzeczywiście istnieje, to mogą znajdować się w nim broń lub dokumenty. Odkrycie jednego MP40 byłoby już dużą ciekawostką.
Tymczasem 3 odwierty, które wykonano dziś w fundamencie nieukończonego bunkra, mimo że wwiercono się na głębokość 4 metrów, nie potwierdziły istnienia ukrytego pomieszczenia. Nie odpowiedziały też na żadne ze stawianych do tej pory pytań. Kolejne badania mają zostać przeprowadzone za dwa tygodnie, a kolejne odwierty – za miesiąc. A zapowiadało się, że historia – po ekspresowym uzyskaniu zgód i pozwoleń – zakończy się w ciągu jednego dnia.
To, co zwróciło dziś moją uwagę, to obecność w Mamerkach mediów rosyjskich. Jakby nie wiedzieli, że bursztynowa komnata spłonęła w 1945 roku na zamku w Królewcu… Chyba, że pojawili się asekuracyjnie – na wypadek odkrycia eksponatów skradzionych przez Niemców z radzieckich muzeów.