Przez kilka tysięcy lat – od poł. III tysiąclecia p.n.e. aż do nastania chrześcijaństwa w X w. – na ziemiach polskich przeważnie palono zmarłych. Wbrew powszechnej opinii z takich szczątków można wiele wyczytać – opowiada w rozmowie z PAP bioarcheolog.
Wśród archeologów bardzo często pokutuje opinia, wedle której ze szczątków ludzkich, które zostały poddane kremacji da się uzyskać niewiele informacji. Tymczasem z analiz bioarcheolog Moniki Dzierlińskiej z Zakładu Bioarcheologii Instytutu Archeologii UW wynika, że nie jest to słuszny pogląd.
“Z reguły można określić przybliżony wiek, czasem płeć zmarłych osób, a nawet wykryć część chorób, na które cierpieli” – mówi Dzierlińska. W ramach prowadzonego przez siebie projektu badaczka bardzo szczegółowo analizuje przepalone szczątki kostne z wielu pradziejowych cmentarzysk z obszaru całej Polski.
“Ludzie rzadko zdają sobie sprawę z tego, że kości po skremowaniu wcale nie obracają się w proch, nawet pod wpływem ekstremalnych temperatur! Również prochy we współczesnych krematoriach są po spaleniu mielone – dlatego w urnach rodzina zmarłego otrzymuje szczątki w postaci pyłu” – wyjaśnia badaczka. I dodaje, że wyższa temperatura palenia ciała wcale nie musi być równoznaczna z ich większym rozdrobnieniem.
Tymczasem z analiz bioarcheolog wynika, że w pradziejach kości nie mielono. “Mimo że bywały silnie przepalone, to zwykle odkrywamy fragmenty mierzące od kilku do kilkunastu centymetrów, choć znane są przypadki, kiedy fragmenty kości długich znajdowane w grobach osiągały nawet ponad 20 cm” – opowiada.
Badaczka nie wyklucza, że w niektórych przypadkach szczątki po kremacji były dodatkowo rozdrabniane. Śledzenie tego zjawiska jest jednak niezwykle skomplikowane, bo na zachowanie kości do naszych czasów wpływa wiele czynników: nie tylko rytuały, ale też procesy naturalne zachodzące w czasie zalegania szczątków w ziemi.
“Paradoksalnie przepalenie kości powoduje, że w niektórych warunkach mogą one dłużej przetrwać od ciała złożonego po śmierci bezpośrednio do ziemi. Wynika to ze składu chemicznego kości – pod wpływem wysokich temperatur wypala się co prawda organiczna część kości, ale ich drugi podstawowy składnik – hydroksyapatyt ulega rekrystalizacji” – opowiada badaczka.
Hydroksyapatyt jest mineralnym składnikiem kości i zębów. Jego funkcję można przyrównać do rusztowania. Rekrystalizacja hydroksyapatytu wzmacnia strukturę kości. “Natomiast ciało zmarłego złożone bezpośrednio w ziemi może ulec zupełnemu rozkładowi na skutek różnych czynników chemicznych i mechanicznych, które wypłukują minerały do gleby” – wskazuje badaczka.
Ze wstępnych ustaleń Dzierlińskiej wynika, że sposób spalania zwłok nie ulegał na przestrzeni tysiącleci większym zmianom. Zarówno kilka tysięcy lat temu, jak i w pierwszych wiekach naszej ery kości palono w temperaturach 600–800 stopni C. Takie wnioski są oparte na podstawie ich koloru. Im jaśniejsze, tym wyższa temperatura spalania.
“Obserwujemy natomiast dużą różnorodność w innych szczegółach obrzędu pogrzebowego. Zdarzało się, że do naczynia lub jamy, w której umieszczano przepalone szczątki, wsypywano fragmenty węgli drzewnych, czyli resztki stosu pogrzebowego, na którym dokonywano kremacji. W innych przypadkach kości starannie oczyszczano z pozostałości stosu przed złożeniem w miejscu spoczynku” – opowiada. W toku dalszych badań Dzierlińska będzie próbowała wyróżnić cechy rytuału ciałopalenia, charakterystyczne dla różnych kultur pradziejowych.
Badaczce udało się wyróżnić prawidłowości dotyczące ciałopalnych pochówków pochodzących z cmentarzyska w Brudnicach w woj. mazowieckim. W sąsiadujących ze sobą nekropolach – z pierwszych wieków naszej ery, zmarłych składały dwie odmienne społeczności – określane przez archeologów jako kultury wielbarska i przeworska. Obie identyfikowane są jako plemiona germańskie.
“Okazało się, że masa szczątków kostnych w grobach należących do przedstawicieli kultury wielbarskiej była zdecydowanie mniejsza niż w kulturze przeworskiej” – opowiada badaczka. Waga kości w tych pierwszych wahała się od kilkudziesięciu do kilkuset gramów, a w drugich od 0,5 kg do nawet 1,5 kg. Oznacza to – zdaniem Dzierlińskiej – że w znaczący sposób różnił się rytuał pogrzebowy. Być może kości w jednym przypadku było mniej, bo część z nich składano w innym miejscu albo zbierano je ze stosu pogrzebowego mniej skrupulatnie.
Analizy antropologiczne kości pozwalają też na zmianę interpretacji odkryć. W części odkrywanych grobów ciałopalnych z pierwszych wieków naszej ery składano nawet kilka naczyń ze szczątkami. Badacze przypuszczali, że mogły to być groby rodzinne.
“Tymczasem w pochówkach z Brudnic okazywało się, że szczątki z kilku naczyń należały do tej samej osoby – poszczególne fragmenty umieszczano w jednym naczyniu – np. kręgosłup i żebra w jednym, w kolejnym – kończyny, w następnym – czaszkę” – mówi bioarcheolog. Zastrzega, że były też takie pochówki, gdzie fragmenty różnych części szkieletu bywały przemieszane we wszystkich naczyniach, w których złożono jednego zmarłego.
“Kilka tysięcy lat temu występowało bardzo wiele wariantów pochówku, co mogło wynikać z różnorodnych wierzeń. Chociaż z drugiej strony dziś ciała chrześcijan po śmierci mogą zostać potraktowane również na kilka sposobów: są poddawane kremacji albo grzebane, co nie odzwierciedla przecież różnic w sferze religijnej i sposobu postrzegania życia po śmierci. Taka myśl skłania do refleksji, że powinniśmy być ostrożni w interpretacji pradziejowych pochówków i związanych z nimi obrzędów pogrzebowych, które są bardziej złożonym zagadnieniem” – kończy.
źródło: PAP – Nauka w Polsce, Szymon Zdziebłowski, www.naukawpolsce.pap.pl