Udział w takich badaniach to marzenie każdego detektorysty. Nie na co dzień można wbić w końcu łopatę w miejscu, gdzie znajdują się najstarsze relikty związane z początkami państwa polskiego. Członkowie Wielkopolskiej Grupy Eksploracyjno-Historycznej “Gniazdo” nie tylko mieli to szczęście. To oni stoją za odkryciem ponad 600 zabytków w okolicach jeziora Lednica. O tych odkryciach, a także o tym, jak wygląda współpraca z archeologami w terenie, rozmawiamy z Krystianem Sobkowiakiem – prezesem “Gniazda”.
zdziennikaodkrywcy.pl – Na początku roku podpisaliście umowę z Muzeum Pierwszych Piastów na Lednicy. Zobowiązaliście się do przeprowadzenia badań powierzchniowych w okolicy jeziora Lednica. Wsparł was Wielkopolski Wojewódzki Konserwator Zabytków. Jakie konkretnie jest wasze zadanie w całym przedsięwzięciu?
Krystian Sobkowiak: – Zajmujemy się przeszukiwaniem terenu za pomocą wykrywaczy metali w warstwach naruszonych współczesną działalnością człowieka.
– Wiele osób na pewno interesuje, jak wyglądają takie badania w praktyce. Na czym polega wspólna praca detektorystów i archeologów w terenie?
– Badamy bardzo cenne historycznie tereny nie omijając stanowisk archeologicznych. Wspólnie z naukowcami z Uniwersytetu Adama Mickiewicza postanowiliśmy wypracować
nowy model tego typu działań opartych o siatkę kwadratów analitycznych (50mx50m). Jest to odejście od podziału terenu na oddzielne stanowiska. Poruszamy się w terenie w kilku lub kilkunasto osobowych grupach razem z archeologami. Sukcesywnie badamy kwadraty wyznaczone za pomocą urządzeń GPS. Każdy z uczestników ma przy sobie urządzenie rejestrujące ślad przejścia według GPS. Znaleziska pakowane są do woreczków i oznaczane chorągiewkami. Archeolodzy wypisują metryczki oraz zaznaczają koordynaty GPS każdego znaleziska.
Wszystkie dane o znaleziskach i ścieżkach przejścia trafiają do powstającej bazy danych systemu informacji geograficznej GIS. Sukcesywnie budujemy prawdziwy wielowarstwowy obraz terenu pozwalający na dogłębną analizę oraz weryfikację stanowisk edług map AZP.
– Pojawiły się już pierwsze podsumowania efektów projektu. Media podały informacje o odkryciu ponad sześciuset zabytków. A to dopiero początek, bo badania mają potrwać kilka lat. Jesteście zaskoczeni tak dużą liczbą odkryć? Na co konkretnie udało się wam natrafić?
– Teren, na którym działamy, stanowi historyczne centrum początków państwowości w Polsce. Takie natężenie ilości zabytków było do przewidzenia. Większość przedmiotów datowana jest na wczesne średniowiecze. Są to między innymi monety, ozdoby, odważniki i inne przedmioty codziennego użytku. Najstarsze, ale nieliczne zabytki pochodzą z epoki brązu. Ze względu na obwiązującą nas umowę nie możemy jeszcze powiedzieć konkretniej o poszczególnych znaleziskach.
– Choć to nie pierwsze wspólne badania archeologów i detektorystów – przywołajmy chociażby badania pod Grunwaldem, Legnicą czy Kunowicami – mam wrażenie, że to badania okolic jeziora Lednica mogą otworzyć drzwi innym grupom do udziału w podobnych przedsięwzięciach w pozostałych częściach Polski. Czujecie tę odpowiedzialność?
– Jednym z głównych celów inicjatywy Projekt Lednica jest wypracowanie nowej metodologii badań przy współpracy środowisk archeologicznych i detektorystów. Projekt już na wstępie wykazuje słabości skostniałego podejścia opartego na wyodrębnionych stanowiskach archeologicznych i “papierowej dokumentacji”. Powstająca baza danych już teraz pokazuje błędy w ewidencji czy duże rozbieżności co do faktycznej lokalizacji stanowisk archeologicznych. Chcielibyśmy, aby nasz projekt przyczynił się do “cyfrowej rewolucji” w polskiej archeologii.
Nasze przedsięwzięcie już dziś jest przedmiotem analiz w kręgach konserwatorskich. Na wrzesień planowana jest konferencja z udziałem instytucji decydujących o kształtowaniu polityki wobec środowiska poszukiwaczy. Mamy nadzieję, że nasze działania pokażą decydentom jaki potencjał drzemie w połączeniu sił środowisk archeologicznych i poszukiwaczy.
– Gdy podpisywaliście umowę z muzeum na przeprowadzenie badań mówiono o tym, że jednym z celów przedsięwzięcia jest “ochrona zabytków ruchomych przed nielegalnymi poszukiwaczami”. To dość kontrowersyjne sformułowanie. Czy w takim miejscu jak okolice jeziora Lednica rzeczywiście był problem z nielegalnymi poszukiwaniami?
– Jednym z założeń projektu są działania wyprzedzające, a czasami nawet ratunkowe na stanowiskach systematycznie przeszukiwanych przez poszukiwaczy nie posiadających pozwoleń. Tylko nikła część z wartościowych znalezisk przekazywana jest archeologom przez uczciwych poszukiwaczy. Doskonale wszyscy wiemy, że część detektorystów często po nocach przeszukuje stanowiska archeologiczne mając pełną świadomość miejsca w jakim się znajdują. W okolicach Jeziora Lednica niestety nie jest inaczej.
– Trwają prace nad zmianą prawa dotyczącego detektorystów. Ministerstwo zapowiedziało, że będzie dążyć do wypracowania takiego modelu, który byłby satysfakcjonujący zarówno dla detektorystów, jak i dla naukowców. Jakie jest wasze zdanie w tej sprawie? Potrzebujemy zmian prawa czy po prostu tego, by polskie środowisko archeologiczne zaczęło traktować nas jednakowo poważnie?
– Zdecydowane zmiany prawa są potrzebne, począwszy od definicji zabytku aż po uregulowanie kwestii poszukiwań przy użyciu detektorów metali. Podkreślić należy, że współuczestniczyliśmy w zawiązaniu Polskiego Związku Eksploratorów, które naszym zdaniem jest jedyną aktualnie liczącą się inicjatywą mogącą mieć wpływ na zmianę złego prawa w kwestiach detektoryzmu. Projekt Lednica może wskazywać w jakim kierunku mogłaby zmierzać ewolucja na linii współpracy środowisk archeologicznego i detektorystów.
– Przed wami kolejne dni spędzone w terenie. Na pewno macie tę świadomość, że w każdym dołku może pojawić się przełomowe odkrycie. W tej okolicy wszystko jest przecież możliwe. Czy jest coś, co chcielibyście odkryć pod Lednicą?
– Cenne odkrycia zawsze traktujemy jako swoistą “premię”. Wychodząc w teren osobiście nie nastawiam się na jakieś konkretne odkrycia. Znajdując nawet drobne siekańce denarów czy odważniki oczami wyobraźni widzę np. targowisko przy jednym z mostów wiodących na Ostrów Lednicki. Zastanawiam się kto ostatni i w jakich okolicznościach trzymał monetę, która właśnie trafiła w moje ręce. Natomiast to, czy znaleziony przedmiot jest pięknym rzymskim denarem, czy kolejnym siekańcem arabskiego dirhema ma już mniejsze znaczenie, emocje są podobne. Liczymy bardziej na to, że nasze działania przyczynią się do uzupełnienia informacji o historii rejonu Lednicy oraz pozwolą uratować
chociaż część zabytków przed zniszczeniem w warstwach ornych przez nawozy i maszyny rolnicze.