11,7 C
Warszawa
niedziela, 6 października, 2024

“Nasz wkład w badania pola bitwy pod Grunwaldem pokazuje, jaki potencjał drzemie w polskich detektorystach”

-

Marcin Bartnik to jeden z najbardziej doświadczonych i wszechstronnych detektorystów w kraju. Doświadczonych, bo od lat uczestniczy w wielu projektach badawczych, w tym od samego początku w poszukiwaniach pola bitwy pod Grunwaldem. Wszechstronnych, bo doskonale zna też warsztat poszukiwacza, przez lata sam prowadził sklep z wykrywaczami metalu, stworzył też własne pole testowe. Po raz pierwszy rozmawialiśmy w 2015 roku, głównie o Grunwaldzie. Od tego czasu wiele się wydarzyło. I nie tylko w kontekście poszukiwań. W zeszłym roku, w czasie, gdy Marcin realizował projekt poszukiwawczy mając pozwolenie Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków, przeszukano jego mieszkanie. Choć dziś mówi o tym niechętnie, zdecydował się opowiedzieć o tym, co go wtedy spotkało.

zdziennikaodkrywcy.pl: – Gdy rozmawialiśmy w 2015 roku o poszukiwaniach pola bitwy pod Grunwaldem, powiedziałeś: “To naprawdę niezwykłe przeżycie – odkrywać miejsce, w którym ponad 600 lat temu wojska polskie i litewskie rozgromiły siły zakonu krzyżackiego. Niesamowite, że mimo upływu lat, wciąż wiemy o bitwie tak niewiele”. Czy w twojej ocenie, teraz, po kolejnej edycji badań, wiemy już więcej?

Marcin Bartnik: – Tak, każda edycja odsłania nowe karty i przynosi nam nowe informacje. A odkrycie przez jednego z uczestników dwóch toporów na głębokości około siedemdziesięciu centymetrów to nie tylko niezwykłe znalezisko samo w sobie. To również konkretny punkt zaczepienia, podwalina pod kompleksową eksplorację tego miejsca, a co za tym idzie nowe znaleziska i tropy.

– Topory, o których mówisz, to niezwykłe odkrycie. Czyli tak, jak przewidziałeś kilka lat temu, to poszukiwacze skarbów pomogli lub w dużej mierze przyczynili się do rozwikłania jednej z największych zagadek polskiej historii. Ty pod Grunwaldem byłeś po raz kolejny. Jak z twojej perspektywy wyglądały badania w tym roku?

– Ten sezon “pogoni za legendą” miał na celu znalezienie szlaku ucieczki pokonanych wojsk krzyżackich z pola bitwy. To nie lada wyzwanie. Jednak takie hordy ludzi, koni i wozów musiały w popłochu jakoś torować sobie ucieczkę. Były też zapewne ciągle kąsane przez głodnych chwały i łupów zwycięzców. Zatem jakieś ślady w postaci przedmiotów z metalu muszą gdzieś “iść” w jednej linii. Dlatego też żmudnie zbieramy każdy jeden przedmiot metalowy i te, które można przyporządkować tematycznie do tego starcia, nanosimy na współrzędne.

Z roku na rok mapa się powiększa. Dla osób niezwiązanych z archeologią czy eksploracją postaram się to zobrazować w ten sposób – uwaga, uruchamiamy wyobraźnię – to tak, jakby spojrzeć nocą w gwiaździste niebo, gdzie każda gwiazda to jakiś malutki element rycerskiego uzbrojenia. Jednak gdzieś tam jasno odznacza się droga mleczna. Lub gdyby unieść się balonem nocą nad tym polem bitwy i w miejscu znalezienia każdego z zabytków umieścić płonącą pochodnię. Ale na to potrzeba lat żmudnej pracy. I to właśnie robimy, i to pokazuje, jaki potencjał drzemie w tej naszej społeczności. Oczywiście wszystko musi odbywać się w symbiozie z metodyką badań i współgrać z wytycznymi organizatorów, czyli ekipy archeologów i historyków związanych z Muzeum Bitwy pod Grunwaldem.

– Mam wrażenie, że badania pola bitwy pod Grunwaldem zachęciły do organizacji podobnych wydarzeń w innych częściach Polski. I, tak jak mówisz, pokazały, jaki potencjał i siła tkwi w polskich detektorystach.

– Tak, to prawda. Fajnie jest to wszystko obserwować i również brać w tym udział w miarę możliwości. Często inicjatorami są sami poszukiwacze, którzy organizują to jako stowarzyszenia, ale czasami również muzea czy archeolodzy wychodzą z inicjatywą i zapraszają nas do współpracy.

– Przejdźmy do poszukiwań w ujęciu lokalnym. Co porabia dziś Marcin Bartnik? I co słychać w Towarzystwie Historycznym “Czarcia Łapa”, którego jesteś prezesem?

– Sporo się u mnie pozmieniało od naszej ostatniej rozmowy. Stałem się prawdziwym bogaczem, mam w domu dwa skarby, nazywają się Helena i Jan. Ale, oczywiście, nie zawiesiłem wykrywacza na kołku, choć jest ciężej wygospodarować sobie wolny czas.

W zeszłym roku spotkała mnie kuriozalna i ohydna sytuacja – w ramach akcji Pandora zostało przeszukane moje mieszkanie oraz pomieszczenia w mojej firmie. Policja zatrzymała mi przedmioty (kilka popularnych monetek miedzianych i klamerki od pasów wojskowych), które odnalazłem realizując legalny projekt z pozwoleniem WKZ. Miałem dwa poniżające przesłuchania, moja żona w dziewiątym miesiącu ciąży musiała np. schodzić do piwnicy z policjantem, udostępniać pomieszczenia do przeszukań. Wypytywał o mnie, bo nie było mnie wtedy w domu.

Przeżyliśmy bardzo dużo poniżeń i stresu, a to był taki okres, w którym powinniśmy mieć wolne głowy od dodatkowych zmartwień. Wszystko to dlatego, że komórka policyjna monitoruje fora i media społecznościowe, wszelkie zdjęcia ludzi z wykrywaczem czy znaleziska to dla nich nielegalne poszukiwania i przestępstwa przeciw zabytkom. Policjantka, gdy udowodniłem jej, że to wszystko w moim przypadku to jakaś farsa i nieporozumienie, powiedziała, że “przecież nikt nie ma na czole napisane, że szuka legalnie”… No tak, ale też nikt na czole nie ma napisane, że szuka nielegalnie. To historia na zupełnie odrębną opowieść. Przy naszym następnym spotkaniu opowiem o tym więcej.

– Zatem odłóżmy na bok ten wątek. Przejdźmy do sprzętu, bo to twój konik. Czytałem, że na twoim polu testowym już wkrótce sprawdzany będzie wykrywacz firmy Mars MD, który trafi do sprzedaży w Polsce. Od naszej ostatniej rozmowy na rynku pojawiło się kilkanaście interesujących modeli wykrywaczy. Który w twojej ocenie był najciekawszy?

– Będę testował Gauss MD i bardzo mnie on intryguje. Wiem od konkretnych rzeźników, że to kawał dobrego sprzętu. Używałem sond Mars, ta firma dała się poznać jako producent solidnych narzędzi do ciężkich zadań i wymagań. Oczywiście, pole testowe, wyprawy w teren czy sami użytkownicy wszystko zweryfikują. Z nowościami różnie bywa. Przeczołgałem parę sprzętów po moim polu testowym i fajnie w stosunku skuteczność – cena wypadł Simplex. Bardzo fajnie używało mi się Equinox 800, dokładność, kultura pracy. Minelab to Minelab. Teraz ostrzę sobie właśnie pazurki na Vanquisha, testy niebawem pojawią się na moim kanale, na który serdecznie zapraszam czytelników portalu. No i muszę w końcu przetestować mojego Deusa.


Ostatnio dodane

Nie przegap

Musisz przeczytaćpolecane
teksty wybrane dla ciebie