8,4 C
Warszawa
niedziela, 6 października, 2024

Nad Jeziorakiem odnaleziono skarb Finckensteinów

-

O odkryciach tego typu dziś już nie słyszy się często. Jeśli były odkrywane, wiedza o nich w wielu przypadkach nie trafiała do naukowego obiegu. Z depozytem hrabiego Hansa Joachima von Finckensteina z Gubławek było inaczej. Został odkryty przypadkiem, zabezpieczony, zgłoszony służbom konserwatorskim i szczegółowo zinwentaryzowany. Przeszedł ścieżkę, jaką powinien przejść każdy wojenny depozyt. Teraz jego część trafi do rodziny, a konkretnie do dwóch córek. Druga część – z uwagi na dużą wartość historyczną i naukową – pozostanie w Polsce. Zapewne będzie ją można zobaczyć w wybranych muzeach. Ponieważ wśród znalezionych rzeczy znalazły się niezwykle interesujące dokumenty z czasów II wojny światowej, chętnych, by go zobaczyć, na pewno nie będzie brakować.

Od odkrycia ogromnego depozytu Finckensteinów minął już prawie rok. Jednak dopiero teraz, z uwagi na ogromną ilość znalezionych przedmiotów, wartość i znaczenie dla historii, konieczność ich konserwacji, inwentaryzacji i przeprowadzenia szczegółowych badań w miejscu odkrycia, może ujrzeć światło dzienne. O samym depozycie i zawartości wiadomo już wiele, jednak wciąż niewiele wiadomo o okolicznościach jego ukrycia.

Więcej, a w zasadzie wszystko, wiadomo natomiast o okolicznościach odkrycia depozytu. To długa historia, która w całości mogłaby stać się scenariuszem dobrego filmu historycznego.

Przypadkowe odkrycie przy budowie szałasu

Wszystko zaczęło się na początku maja 2017 roku. Rodzina Lessmanów wypoczywała w domku letniskowym nad jeziorem Jeziorak, niedaleko wsi Gubławki pod Iławą. 14-letni Patryk, jak podczas każdego pobytu w okolicy, udał się do lasu, by zbudować szałas. W trakcie zabawy natrafił niespodziewanie na dwie zakopane kanki na mleko – obie znajdowały się tuż pod powierzchnią ziemi. O przypadkowym odkryciu prędko powiadomił rodziców, którzy – chcąc ujawnić odkrycie – skontaktowali się z Dariuszem Paczkowskim i Michałem Młotkiem – regionalistami z Iławy. Młotek, który kilka tygodni wcześniej podarował Patrykowi swoje książki (jedna z nich opowiadała o odkryciu podobnego wojennego depozytu), przybył na miejsce jeszcze tego samego dnia. Towarzyszył mu Kamil Rakowski. Obaj kilka lat wcześniej założyli Iławską Grupę Poszukiwawczą, by za zgodą służb konserwatorskich poszukiwać zaginionych zabytków. Zanim dojechali na miejsce, Lessmanom udało się wydobyć kanki z ziemi.

Pałac w Gubławkach (fot. zdziennikaodkrywcy.pl)

Jak się okazało, pierwsza kanka była rozszczelniona, a jej zawartość nie zachowała się w całości. Duża większość rzeczy została silnie zniszczona. Wiadomo było jednak, że ukryto w niej umundurowanie i ekwipunek oficera Wehrmachtu, w tym płaszcz wojskowy, buty, ostrogi i lunetę myśliwską. Druga kanka była szczelnie zamknięta. Podjęto decyzję, by ją otworzyć i przed zgłoszeniem odkrycia zidentyfikować zawartość.

Kanka była doskonale zabezpieczona a jej otwarcie nie było łatwe. Środek wypełniały warstwy tekstyliów i wełny, pod nimi znajdowała się futrzana czapka, poniżej pierwsze przedmioty zawinięte w papier lub opakowane w tekturę: plik banknotów z kolejnymi numerami i bankową banderolą, zegarek kieszonkowy, srebrna łyżka. Na tym etapie nie można było jeszcze przewidzieć, do kogo należały rzeczy. Można było jedynie podejrzewać, że ktoś przed ewakuacją w styczniu 1945 roku ukrył w ziemi tę część dobytku, której nie chciał lub nie był w stanie zabrać uciekając przed zbliżającymi się wojskami Armii Czerwonej.

Tymczasem uwagę wszystkich przykuł pieczołowicie opakowany notes. Jego strony poprzetykane były listami, zdjęciami i notatkami. Michał Młotek otworzył go na przypadkowej stronie. Zobaczył kopertę z pieczęcią lakową. Rozpoznał herb – należał do rodziny von Finckenstein, rodu hrabiowskiego z Prus Wschodnich. Okazało się, że to testament. Na kopercie znajdował się napis: “Mein letzter Wille”, czyli “moja ostatnia wola”. To zmieniało postać rzeczy. Nie był to zwykły wojenny zakop a depozyt ukryty przez rodzinę Finckensteinów.

Była sobota wieczór, więc o zawiadomieniu służb konserwatorskich nie mogło być mowy. Depozyt został zabezpieczony i przewieziony bliżej Iławy. Michał Młotek powiadomił tymczasem o odkryciu Łukasza Szczepańskiego – archeologa z Muzeum w Ostródzie, który współpracował z Iławską Grupą Poszukiwawczą. Ten pojawił się na miejscu kolejnego dnia. Wspólnie, ze znalazcami, sprawdzili pozostałą zawartość kanki. Naliczyli kilka tysięcy stron dokumentów i kilkaset różnych przedmiotów. Wtedy było już pewne, że należą do dawnych właścicieli pałacu w Gubławkach. W poniedziałek z samego rana skontaktowali się z Wojewódzkim Urzędem Ochrony Zabytków. Pracownicy urzędu niedługo potem pojawili się pod Iławą. Raz jeszcze obejrzano zawartość kanek. Przeprowadzono szczegółowe oględziny, spisano protokół. Depozyt Finckensteinów wyjechał do Elbląga.

Przeprowadzili badania i znaleźli… średniowieczny topór

Od początku istniało przypuszczenie, że las, w którym odkopano kanki, skrywać może kolejne depozyty. Pracownicy elbląskiej delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Olsztynie poprosili Iławską Grupę Poszukiwawczą o przeprowadzenie badań. Detektoryści uzyskali odpowiednie zezwolenia i ruszyli w teren.

W ciągu dwóch dni intensywnych badań nie natrafiono jednak na jakiekolwiek przedmioty, które mogłyby mieć związek z depozytem Finckensteinów. Odnaleziono jednak topór bojowy z późnego średniowiecza. Odkrycie zabytku zarejestrowano na filmie. Okazało się, że w sąsiedztwie majątku Finckensteinów znajdują się relikty średniowiecznego grodziska. Choć literatura wspominała o istnieniu w okolicy stanowiska tego typu, nie było wiadomo, gdzie się ono dokładnie znajdowało. Dziś topór oglądać można w Muzeum w Ostródzie. A cała okolica objęta została ochroną konserwatorską. W przyszłości przeprowadzone zostaną tam zapewne szczegółowe badania.

 

Dokumenty, pamiętniki z I wojny, rzeczy osobiste, ale też radzieckie rozkazy

Niedługo po przewiezieniu depozytu do Elbląga trafił on do miejscowego Muzeum Archeologiczno-Historycznego. Tam całość zinwentaryzowano, poddano konserwacji i sporządzono kolejny protokół. Widnieje na nim prawie sto pozycji, a wśród nich pamiętniki z okresu I wojny światowej, listy i karty pocztowe, testament, dokumenty bankowe, wojskowe, banknoty, dokumenty osobiste, w tym paszport i dowód osobisty Hansa Joachima, albumy ze zdjęciami, rozkazy, odznaczenia wojskowe, akcesoria myśliwskie, a także rzeczy osobiste: przybory toaletowe, okulary, biżuteria, elementy garderoby, a nawet etola z kuny.

Banknoty z depozytu (fot. zdziennikaodkrywcy.pl)

Uwagę historyków od samego początku zwracały dwa dokumenty zapisane cyrylicą z datami 26.01.1945 i 03.02.1945. Oznaczało to, że depozyt ukryty został nie przed, jak początkowo zakładano, a już po przejściu frontu. Podobne dokumenty nie zachowały w żadnym z okolicznych muzeów ani archiwów. Pierwszy z nich stanowił pewnego rodzaju list żelazny dla właścicieli pałacu w Gubławkach. Ołówkiem, na niewielkiej kartce, zapisano tekst: “Towarzysze Dowódcy i Żołnierze. Proszę nie wyrządzać krzywdy mieszkańcom tego domu. Przyjęli nas bardzo dobrze. Major [podpis nieczytelny], 26.01.45 r.”. W drugim zapisano: “Zaświadczenie. Całe bydło rogate i inne domowe, konie, świnie i drób, znajdujące się w posiadaniu von Finckensteina, zostało przyjęte na podstawie rozkazu Dowódcy Frontu nr 05 z dn. 28.01.45 r. J/w [jednostka wojskowa] 42374, 3/II 45 r. Kapitan [podpis nieczytelny]”. Niezwykle interesujące są też pamiętniki Hansa Joachima z okresu I wojny światowej, prowadzone w latach 1914-1919. To łącznie dziewięć drobiazgowo zapisanych zeszytów, a zarazem znakomity materiał do badań dla historyków zajmujących się Wielką Wojną.

Jeden z dwóch dokumentów radzieckich (fot. zdziennikaodkrywcy.pl)

W międzyczasie rozpoczęto poszukiwania potomków Hansa Joachima von Finckensteina. Pomógł w tym regionalista Kazimierz Skrodzki, mający regularne kontakty z Finckensteinami. Prędko okazało się, że w Niemczech żyją córki Hansa Joachima – Margarete i Wadltraut, których zdjęcia znajdowały się w depozycie. Zaczęto odkrywać historię rodziny i próbować nawiązać kontakt ze spadkobiercami. Wkrótce udało się zdobyć adresy i numery telefonów. Przekazano je do Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków.

Finckensteinowie z Gubławek

Finckensteinowie przybyli do Prus już w XIV wieku. Pełniąc wysokie godności państwowe i wojskowe, należeli do jednej z najbardziej wpływowych rodzin pruskich. W ciągu kilku wieków, dzięki urzędom, koligacjom i wielopokoleniowej pracy, stali się właścicielami olbrzymich majątków w powiatach suskim i morąskim. W okolicach Iławy do dnia dzisiejszego – choć w ruinie – zachowały się dwie najbardziej znane rezydencje Finckensteinów – gotycki zamek w Szymbarku i późnobarokowy pałac w Kamieńcu.

Majątek w Gubławkach, znajdujący się po drugiej stronie jeziora Jeziorak, wszedł w posiadanie rodziny w XIX wieku. W 1880 roku całą posiadłość zakupił hrabia Karl Finck von Finckenstein z pobliskiego Jaśkowa. Nad brzegiem jeziora wybudował dwór dla zarządcy swoich dóbr. Obiekt ten stoi do dnia dzisiejszego. Po jego śmierci zamieszkała w nim jego żona – Helene Finck von Finckenstein.

W 1925 roku majątek odziedziczył ich syn – Hans Joachim von Finckenstein, który rok później zawarł związek małżeński z Hildegard von Meerscheidt (z domu von Hüllessem). Mieli dwie córki: Margarete (ur. 1935) i Waldtraut (ur. 1937). Obie mieszkają obecnie w Niemczech.

Pałac w Gubławkach przed wojną (fot. z archiwum rodziny)

Jesienią 1944 roku, w związku ze zbliżającym się frontem, rodzice wysłali obie dziewczynki na Pomorze (z tego okresu w depozycie zachowały się potwierdzenia przekazów pieniężnych oraz korespondencja). Sami podjęli nieudaną próbę ucieczki z Gubławek dopiero 21 stycznia 1945 roku. Ostatecznie pozostali we wsi. Przez kolejne tygodnie ukrywali się na terenie Gubławek, otrzymując pomoc od jeńców, którzy w czasie wojny pracowali w majątku. 3 marca 1945 roku Hans Joachim został wywieziony ze wsi przez żołnierzy Armii Czerwonej. Hildegard pozostała w Gubławkach, gdzie wraz z innymi kobietami pracowała dla Rosjan. Późną jesienią 1945 roku, nie wiedząc, co stało się z jej mężem, opuściła Gubławki i po czterech dniach dotarła do Berlina.

W 1949 roku w gazecie “Wir Ostpreußen” pojawiło się ogłoszenie: “Czy ktokolwiek wie coś na temat miejsca pobytu Hansa Joachima hr. von Finckensteina z Gubławek w pow. morąskim, urodzonego 11.06.1879 roku w Jaśkowie, w pow. morąskim. 3 marca 1945 roku został on zabrany przez polskich żołnierzy ze swojej posiadłości w Gubławkach. Od wtedy nie daje znaku życia”. Jak się później okazało, Hans Joachim zmarł niedługo po wywiezieniu z Gubławek w obozie w Pasłęku. Hildegard przeżyła 86 lat – zmarła w 1985 roku w miejscowości Ammerland.

Wspomnienia z czasów wojny

W 1988 roku swoje wspomnienia spisała Waldtraut – młodsza z córek Hansa Joachima i Hildegard. Michał Młotek otrzymał je niedawno od Karla-Wilhelma von Finckensteina z Hamburga. Odkrywają one to, co wydarzyło się w Gubławkach tuż przed przejściem frontu:

“W wakacje 1944 roku rodzice posłali nas wraz z Gertrudą, naszą opiekunką, która zajmowała się nami od 7 lat, na Pomorze, do Groß Reetz [Rzeczycy Wielkiej]. Mieszkała tam siostra mojego ojca, Adda v. Lettow-Vorbeck. W ten sposób znalazłyśmy się kilkaset kilometrów od nadciągających wojsk Armii Czerwonej.

Jesienią mogliśmy na kilka dni powrócić do naszego domu. Okazało się, że nasze pokoiki, ale też inne pomieszczenia domu zajęte były przez uciekającą ludność cywilną. Panowała tam dziwna atmosfera, coś jakby stan alarmowy. Wszystko, co znaliśmy, odeszło. Byliśmy dziećmi, ale świadomie żegnaliśmy się z tym, co nas do tej pory otaczało.

Na Boże Narodzenie 1944 roku po raz ostatni widziałam się z ojcem. Rodzice przyjechali do nas do Groß Reetz, ale następnie wrócili do Gablauken [Gubławek], aby wraz z pozostałymi rodzinami opuścić wieś.

Rosjanie dotarli do Groß Reetz na początku marca 1945 roku. Razem z nami byli już inni członkowie naszej rodziny. Po pierwszym przeszukaniu domu oraz grabieży pewien młody rosyjski żołnierz chciał nas wszystkich rozstrzelać. W ostatniej chwili powstrzymał go starszy oficer Armii Czerwonej. Przegnano nas wtedy stamtąd. Przez kolejne miesiące mieszkaliśmy na uboczu, w folwarku Karlshof, gdzie rzadko pojawiali się rosyjscy żołnierze.

Tymczasem wciąż nie mieliśmy żadnej wiadomości od naszych rodziców. W październiku 1945 roku wyruszyłyśmy wraz z opiekunką Gertrudą pieszo do Szczecina, skąd koleją udałyśmy się do jej brata, do Meuselwitz w Turyngii. Tam dotarła do nas wiadomość od mamy: była w Berlinie, ale sama. W lutym 1946 roku spotkałyśmy się z nią ponownie.

Okazało się, że ucieczka rodziców i pozostałych rodzin z Gablauken 22 stycznia 1945 roku nie udała się, gdyż Armia Czerwona zaszła już za daleko. Mojego ojca aresztowano 3 marca 1945 roku. Nie mieliśmy od niego już żadnej wiadomości. Zaginął. Moja mama Hildegard została zmuszona do pracy na gospodarstwie. W listopadzie 1945 roku udała się sama do Berlina”.

To, co z 1944 i 1945 roku zapamiętała Waldtraut, uzupełnić mogą wspomnienia jej koleżanki z czasów szkolnych – Edelgardy Hermann (z domu Preuss), spisane przez Dorotę Paśko-Sawczyńską i opublikowane w 2012 roku pod tytułem “Z Weepers do Wieprza droga panny Preuss”:

Nakaz ewakuacji ogłoszono 21 stycznia. Około 23:00 wyjechaliśmy wraz z całą wsią. Każda rodzina miała określone przez administrację miejsce i czas wyjazdu (treck). Nasza rodzina miała jechać dwoma dwukonnymi zaprzęgami. Wraz z nami wyjechali także wszyscy pracownicy, także jeńcy. Był straszliwy mróz, około 25 stopni poniżej zera, śnieg, zaspy, strach i niepewność… Całą drogę szłam, żeby nie zamarznąć. Gdy po ośmiu kilometrach dotarliśmy do głównej drogi (w miejscowości Schliewe – Śliwa), łączącej Deutsch Eylau (Iława) z Saalfeld (Zalewo), zobaczyliśmy nieprzerwany potok pojazdów wojskowych, maszerujących żołnierzy, zaprzęgów i sanek z cywilną ludnością. Ażeby wjechać, trzeba by zatrzymać tę żywą rzekę ludzi, zwierząt i maszyn.Ojciec próbował zatrzymać inne konie, abyśmy mogli włączyć się w kolumnę, ale trafił na wojskowych. […] Czekaliśmy kilka godzin, aż ojciec, wspólnie z panem Stecklem, zdecydowali, że trzeba wracać, bo nie ma szans na wjazd, a przy tej temperaturze dzieci po prostu zamarzną. Zawróciliśmy. […] Gdy dojeżdżaliśmy do naszej wsi, zobaczyliśmy wypełzającą z lasu niby czarny wąż kolumnę wozów.

To wyjeżdżał wraz całym majątkiem hrabia Finckenstein z Gablauken. Ojciec porozmawiał z hrabią i już za chwilę i oni zawrócili do domu. […] Potem przyjechał do ojca hrabia Finckenstein. Przekonywał ojca, żeby się nie martwił. Że Rosjan nie trzeba się bać… Mówił, że to bardzo porządny i bogobojny naród. Poznał ich za kawalerskich czasów. Tyle tylko, że był wysokim oficerem i poznał podobnych sobie przedwojennych oficerów carskiej Rosji.

[…]

Hrabinie Finckenstein udało się stosunkowo wcześnie ustalić, że choć Rosjanie w jednym dniu zabrali wszystkich trzech mężczyzn – mego ojca, pana Steckla oraz hrabiego Finckensteina, to niemal od razu ich rozdzielili. Steckiel i ojciec znaleźli się w obozie w Liebemuehl (Miłomłyn), a hrabia dostał się do obozu w Preussisches Holland (Pasłęk).

Czerwony Krzyż przekazał jej informację, że w obozie w Pasłęku […] jakaś kobieta była świadkiem śmierci hrabiego Finckensteina z Gubławek. Leżał podobno i mówił: “Ich bin der graf von Finckenstein, sagen sie meiner Frau bescheid”.

Córka Hansa Joachima odbierze rzeczy ojca

Nie wiadomo, ile podobnych depozytów odkryto w okolicy w przeszłości. Większości zapewne nie ujawniono. Ten najważniejszy, z rzeczami należącymi do rodziny von Finckenstein, miał szczęście. Odkryli go ludzie, którzy ani przez chwilę nie mieli wątpliwości, że całość powinna wrócić do właścicieli lub do muzeum.

Teraz część rzeczy, zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem, rzeczywiście powróci do rodziny Finckensteinów, a konkretnie do dwóch córek Hansa Joachima. 28 marca 2018 roku do Starosty Powiatu Iławskiego trafiło zawiadomienie o przypadkowym odkryciu “rzeczy osobistych oraz dokumentów należących do przedwojennych właścicieli […] majątku Gubławki, zdeponowanych w ziemi najprawdopodobniej jesienią 1945 roku”. Zgodnie z ustawą o rzeczach znalezionych (w zawiadomieniu powołano się też na Dekret z dnia 28 marca 1946 r. o majątkach opuszczonych i poniemieckich) na Staroście Powiatu Iławskiego spoczął obowiązek zawiadomienia “osób uprawnionych do odbioru znalezionych rzeczy”.

Waldtraut von Finckenstein przed pałacem w Gubławkach (fot. zdziennikaodkrywcy.pl)
Kilkuletnia Waldtraut w trakcie zabawy przed pałacem w Gubławkach (fot. zdziennikaodkrywcy.pl)

6 kwietnia 2018 roku pracownicy Starostwa Powiatowego w Iławie skontaktowali się z Margarete. Kilka dni później ustalono, że Finckensteinowie pojawią się w Iławie 4 maja. Odbiorą część znalezionych rzeczy. Spotkają się też ze znalazcami.

Pozostała część depozytu pozostanie w Polsce i trafi na własność Skarbu Państwa. Są to przedmioty o dużej wartości historycznej i naukowej. Będą eksponowane w okolicznych muzeach.

Część depozytu hrabiego Finckensteina zaprezentowana zostanie w trakcie konferencji prasowej, która odbędzie się 4 maja o godz. 11:00 w Starostwie Powiatowym w Iławie.

Wciąż nie wiadomo jednak najważniejszego – kto i kiedy konkretnie ukrył w ziemi depozyt? Czy zrobił to Hans Joachim jeszcze przed zatrzymaniem przez żołnierzy radzieckich w marcu? Czy może jego żona dopiero przed opuszczeniem Gubławek w listopadzie? A może kanki trafiły do ziemi dzięki pracownikom majątku, którzy pozostali we wsi i dopiero później opuścili Gubławki?

Z pewnością nie zrobił tego Hans Joachim von Finckenstein. Na jednej z kopert widnieje odręcznie zapisana data “11.11.1945” wraz z podpisem “H”. Depozyt trafił więc do ziemi najprawdopodobniej za sprawą Hildegardy (wyjechała z Gubławek właśnie w listopadzie). Bez względu na to, kto to zrobił, wiedza o rodzinnych pamiątkach dopiero teraz – 73 lata po wojnie i dzięki przypadkowemu odkryciu 14-letniego Patryka – trafi do Waldtraut i Margarete.

przedruk artykułu wymaga podania źródła wraz z aktywnym linkiem:
www.zdziennikaodkrywcy.pl


Ostatnio dodane

Nie przegap

Musisz przeczytaćpolecane
teksty wybrane dla ciebie