Jeszcze miesiąc temu nie znaliśmy wyceny tego skarbu. Dziś wiadomo, że jego wartość wynosić może nawet 1,3 miliona funtów, czyli prawie 2 miliony dolarów. Brytyjskie media znów zajmują się sprawą odkrycia skarbu anglosaskich monet, do którego doszło w grudniu 2014 roku. I nie powinno to nikogo dziwić, bo było to jedno z większych amatorskich odkryć, do jakich doszło w ostatnich latach.
Przypomnijmy – 21 grudnia 2014 roku, podczas wyprawy grupy Weekend Wanderers Detecting Club, jej członek, Paul Coleman natrafił na skarb ponad 5 tysięcy srebrnych monet, pochodzących z XI wieku. Na pierwszych oczyszczonych sztukach dostrzec można było podobizny Ethelreda II Bezradnego oraz Kanuta Wielkiego – władców rządzących Anglią w pierwszej połowie XI wieku. Monety ukryte były w ołowianym pojemniku.
Już w pierwszych komentarzach specjalistów zwracano uwagę na doskonały stan zachowania numizmatów. Wskazywano, że być może nigdy nie trafiły do obiegu. Specjaliści spekulowali, czy pochodziły z mennicy w Buckingham, która oddalona była od miejsca odkrycia skarbu o zaledwie 20 kilometrów, czy nie. Dziś wiadomo już, że monety wybito w 40 różnych miejscach na terenie całej Anglii. A sam skarb ukryto najpewniej w ostatnich latach panowania Kanuta Wielkiego.
Tym razem skarbem z Buckinghamshire, bo to tam odkryto srebrne numizmaty, zajął się BBC. Dziennikarze, opisując kulisy odkrycia monet, przytaczają wypowiedzi specjalistów, zwracając uwagę na korzyści płynące ze zmiany w 1996 regulacji prawnych. Jak wiemy, brytyjscy poszukiwacze mogą prowadzić własne badania po uzyskaniu odpowiednich zezwoleń, nawiązaniu współpracy z muzeami i uzyskaniu pozwolenia właściciela terenu. To tak, oczywiście, w dużym skrócie, bo rzeczywistość bywa często bardziej skomplikowana. Trudno jednak przeczyć statystykom: w 1998 roku zgłoszono 201 odkryć, w 2013 roku już 993, a w 2014 roku już 1008. Zgłaszane znaleziska mogą być nabywane przez lokalne muzea – połowa ich wartości trafia do znalazcy, połowa do właściciela gruntu. Ze współpracy zadowoleni są i muzealnicy, i archeolodzy, i – oczywiście – poszukiwacze skarbów. A przy okazji właściciele gruntów, na których dokonano odkryć. Najbardziej jednak zyskuje na tym sama historia i wszyscy, którzy odnalezione skarby mogą później podziwiać w muzealnych gablotach.
W Polsce sytuacja jest dużo bardziej skomplikowana. Odkrywcy, zgłaszając znaleziska, narażają się często na przykre konsekwencje. Ci, którzy mają uregulowaną sytuację prawną, i tak traktowani są z przymrużeniem oka, a w przypadku dokonania spektakularnego odkrycia, słyszą co najwyżej wymuszone “dziękuję”. Oczywiście, nikt z nas nie prowadzi poszukiwań dla zysku, dla splendoru, a dla historii. Każdy chce być jednak traktowany poważnie. Pozostaje jeszcze kwestia tego, ile znalezisk nigdy nie ujrzało i ile nigdy nie ujrzy światła dziennego w obawie przed konsekwencjami lub z powodu chęci zysku. Pytanie, czy na gruncie polskim to kwestia wyłącznie regulacji prawnych, czy też mentalności… Obawiam się, że ustawodawca przekonany jest, że bardziej tego drugiego. I że zmiana prawa w Polsce nic nie zmieni, a cenne odkrycia dalej będą lądować w szufladach czy – to zawsze najgorszy scenariusz – na internetowych aukcjach.
Wracając do skarbu z Buckinghamshire, można go obecnie zobaczyć w British Museum. A tych z was, którzy nie widzieli kultowych już zdjęć, dokumentujących odkrycie skarbu, odsyłam na strony grupy Weekend Wanderers Detecting Club.