“Środowiska naukowe nam zaufały. Widzą i doceniają naszą pasję, zaangażowanie i uczciwość” – mówi Grzegorz Dańczuk z Hrubieszowskiego Stowarzyszenia Eksploracyjno-Historycznego “Grossus”, opisując w rozmowie z nami działania grupy m.in. na wielokulturowym stanowisku w Gródku koło Hrubieszowa. To wyjątkowe miejsce – duży płaskowyż lessowy, który opada stromymi urwiskami do Bugu. Niewielu archeologów, a tym bardziej detektorystów w kraju ma możliwość zdobywania doświadczenia w takich lokalizacjach. “Grossus” ma i czerpie z tego pełnymi garściami. Jednak działania stowarzyszenia to nie tylko poszukiwania. To też praca na rzecz ludzi i środowiska. O tym wszystkim rozmawiamy z prezesem Stowarzyszenia Eksploracyjno-Historycznego “Grossus” Grzegorzem Dańczukiem.
zdziennikaodkrywcy.pl: – Działacie na obszarze, na którym w przeszłości wiele się działo. Widać to po waszych relacjach, znaleziskach i miejscach, które odwiedzacie z wykrywaczami. Gdybyś miał wymienić 3 najważniejsze dla was lokalizacje, to które byś wskazał?
Grzegorz Dańczuk: – Tak, to prawda. Rejon w którym działamy jest bogaty kulturowo i zaskakuje nas każdego roku. Muzeum ma pełne ręce roboty, dlatego tak dobrze kwitnie współpraca z naszym stowarzyszeniem. Tak naprawdę każde z odwiedzonych przez nas miejsc jest najważniejsze. Ciężko wskazać konkretne, gdyż na każdym materiałów do badań było ogromnie dużo, a jak wiadomo to przybliża nas do tamtych czasów i pozwala odkryć dotąd nieznane informacje.
Jednak jest jedno miejsce szczególnie dla nas ważne, na którym pracujemy wraz z archeologami z Muzeum im. ks. Stanisława Staszica w Hrubieszowie są to stanowiska archeologiczne w Gródku. Trwa to już od kilku lat. Występują tam głównie materiały neolitycznej kultury pucharów lejkowatych i to w ogromnej ilości, ale możemy tam także natrafić na ślady po jeszcze starszych kulturach epoki kamienia, jak choćby kultury wołyńskiej, ale także wiele młodszych śladów obecności człowieka w regionie – z epoki brązu lub wczesnej epoki żelaza. Gródek słynie także z badań na gockim cmentarzysku z pierwszych wieków po Chr. oraz z bogatego osadnictwa średniowiecznego. A nie tak dawno przeczytać można było o odkryciu monet Jana Kazimierza w glinianym naczyniu. Tak bogate stanowisko rozpala w nas rządzę odkryć i to ten teren wskazalibyśmy jako najważniejszy. Jest tam dosłownie wszystko, przykryte warstwą oraniny intensywnie uprawianych pól. Wprawdzie na dużych stanowiskach z epoki kamienia wykrywacz przydaje się rzadko, ale spostrzegawczość podczas tzw. badań powierzchniowych, które były tam ostatnio prowadzone, dużo bardziej.
– Widać u was ogromne zaangażowanie. Bierzecie udział, jak wiele grup w Polsce, w badaniach, ramię w ramię z archeologami. Ale jest u was też odpowiedzialność za teren, na którym działacie. Przykładem jest akcja #GrossusForestChallenge. O co w niej chodzi?
– Stowarzyszenia nie powinny ograniczać się do działań tylko i wyłącznie badawczych i detektorystycznych. Budowanie wspólnego zaufania oraz ukazywanie naszej pasji może mieć wiele aspektów. Rozbudowaliśmy swój statut o kilka ważnych punktów i wzięliśmy się do roboty. Początkowo sami z siebie zbieraliśmy w lesie przy okazji wspólnych poszukiwań po przysłowiowym papierku. Na koniec dnia zbierała się nawet ich spora kieszeń. Postanowiliśmy więc dać jeszcze bardziej coś od siebie i ruszyliśmy z akcją #GrossusForestChallange – 30 minut dla lasu.
Każdy z nas w okresie jesiennym spaceruje po lesie, zbiera grzyby, łapie promienie słońca. Dużo od lasu bierzemy i chcieliśmy, aby nasza akcja zapoczątkowała oddawanie dobroci jaką darzy nas las. 30 minut sprzątania tylko naszego stowarzyszenia sprawiło, że udało się oczyścić las z prawie 20 kg śmieci! A pomyślmy sobie ile wspólnie moglibyśmy zdziałać dobra. Dlatego zachęcamy do wsparcia akcji! 30 minut dla lasu!
– Porozmawiajmy o współpracy ze środowiskami muzealnymi i naukowymi. Wydaje się, że udało wam się wypracować nić porozumienia. Jak wygląda ta współpraca?
– Mimo, iż stowarzyszenie powołane zostało w lutym, to tak naprawdę współpraca ze środowiskami muzealnymi i naukowymi trwa już około 5 lat. Od początku swych poszukiwawczych przygód chcieliśmy działać zgodnie z literą prawa i ukazywać oraz przekazywać znalezione zabytki. Pierwsze spotkanie rozpoczęło się z racji znalezienia siekiery tulejowej z brązu, tak zwanej łużyckiej. Przekazaliśmy współrzędne, przedmiot i wyraziliśmy bardzo dużą chęć współpracy jako wolontariusze w planowanych projektach.
Widząc nasze zaangażowanie, pasję i uczciwość, środowiska naukowe nam zaufały i zaproponowały współpracę. Dziś ramię w ramię stajemy na jednych z najważniejszych stanowisk w Polsce i działamy na rzecz dziedzictwa i kultury narodowej. A naszą zapłatą za wolontariat jest pozyskana wiedza, którą archeolodzy często i chętnie się dzielą. Mówi się o sporach między takimi grupami, jakie reprezentujemy, ale prawda jest taka, że jeśli ktoś jest uczciwy i oddaje serce w słusznej sprawie, to można zbudować solidne fundamenty udanej i długiej współpracy. Warunki zostały jasno określone, po to są przepisy, lepsze lub czasem gorsze, żeby ich przestrzegać.
– Czyli współpracując z archeologami czujecie się pełnoprawnym partnerem w odkrywaniu historii i ochronie dziedzictwa? Obdarzyliście archeologów zaufaniem, ale czy czujecie, że działa to też w drugą stronę?
– Oczywiście, że tak. Czujemy się częścią tych wszystkich projektów, częścią tych grup. Archeolodzy, z którymi pracujemy, mają w sobie pasję, to jest dla nich nie tylko praca, ale spełnienie zawodowych marzeń. My również mamy tę pasję, choć pracujemy w innych obszarach o różnej specyfice.
Darzymy się zaufaniem i nie ma w tym żadnych minusów. Nigdy nie mieliśmy większej radości z odkryć. Nie ma tu miejsca na strach czy obawy przed głośno słyszalną w mediach “akcją Pandora”, bo czego się bać, skoro mamy czyste sumienie, działamy zgodnie z prawem i wspólnie darzymy się ogromnym szacunkiem.
Stosowanie wykrywaczy podczas badań wykopaliskowych jest czymś naturalnym. Nasze doświadczenie jest tu bardzo pomocne, a dodatkowa para naszych rąk do prac przy łopacie, czy gracy, to dla nich duża pomoc. Początkowo pomagaliśmy tylko przy prostych pracach, głównie „na hałdzie”. Teraz samodzielnie plantujemy, gracujemy, a nawet eksplorujemy obiekty. Kolejny etap naszego kształcenia to dokumentacja rysunkowa… ale to już w przyszłym sezonie!
– Pandemia na pewno ograniczyła wasze działania, ale na pewno macie jasno sprecyzowane plany na najbliższe miesiące. Czym zaskoczy nas Hrubieszowskie Stowarzyszenie Eksploracyjno – Historyczne “Grossus” w najbliższym czasie?
– Szykujemy się do większej akcji poszukiwawczej związanej z Wielką Wojną. Tutaj już po wstępnej weryfikacji terenowej udało się odkryć pruski bagnet i dwie menażki, a to dopiero mały rekonesans działań, które zaplanowaliśmy.
Pandemia rzeczywiście ogranicza nas w spotkaniach, które mieliśmy zaplanowane, ale współpraca oraz poszukiwania trwają, a o efektach tych prac będzie można zobaczyć już w tym tygodniu na naszym fan-page’u.
– Jak można wstąpić w wasze szeregi? I jakie obowiązki się z tym wiążą?
– Niejednokrotnie kierowane były do nas pytania, jak zostać naszym członkiem. I zawsze odpowiadam, że droga do członkostwa jest bardzo prosta ale musi być pełna oddania i pasji. Część osób uważa, że dzięki członkostwu będą mogli kopać, gdzie chcą. Nic bardziej mylnego. Jak często wspominamy, detektoryzm to sprawa drugorzędna. Jeśli ktoś chce się znaleźć w naszych szeregach, musi brać udział w organizowanych przez nas akcjach, które ogłaszamy na swoim profilu. Czy to sprzątanie lasów, czy oczyszczanie grobów naszych bohaterów. Poszanowanie historii, dbanie o miejsca pamięci i pasja, to główne cechy pożądane w “Grossusie”.