To odkrycie z pewnością przejdzie do historii. Ogromny depozyt ukryty w osiemnastu kankach najprawdopodobniej w 1947 roku odkryli członkowie Olsztyńskiego Stowarzyszenia Historyczno-Eksploracyjnego “Medalion”. Odkryli, zabezpieczyli i przekazali do muzeum.
Depozyt znajduje się obecnie w Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie, gdzie jest zabezpieczany, konserwowany i inwentaryzowany. To już drugie znalezisko tego typu, które trafiło do stolicy Warmii i Mazur w ostatnich miesiącach. W maju do zbiorów muzeum przekazano podobny, choć dużo mniejszy depozyt z Gubławek. W nim też znalazły się rzeczy osobiste i też ukryto go już po wojnie. O ile jednak odkrycie spod Gubławek było odkryciem przypadkowym (o znalezisku pisaliśmy tutaj), o tyle tu dokonane zostało ono w trakcie profesjonalnych badań terenowych prowadzonych przez członków Olsztyńskiego Stowarzyszenia Historyczno-Eksploracyjnego “Medalion” za zgodą Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Olsztynie.
Do odkrycia doszło na wiosnę tego roku we wsi Wrzesina pod Olsztynem. – Prowadząc badania zawsze liczy się na ciekawe znaleziska, ale to konkretne znalezisko nas po prostu przerosło – mówi Maciej Sadowski, prezes “Medaliona” i główny autor odkrycia. – Wyciągając każdą kankę z ziemi czuliśmy ekscytację i euforię. To były niesamowite chwile, tym bardziej, że nie do końca wiedzieliśmy, czego się spodziewać w przypadku zawartości – dodaje. W skład grupy, która dokonała odkrycia, wchodzą Maciej Sadowski, Szymon Sawicki, Adam Bazydło, Marek Żejmo, Paweł Gil i Wojciech Beresztan.
Rzeczywiście, takie znaleziska nie zdarzają się często. Owszem, zdarzało się, że poszukiwacze skarbów informowali o odkryciach jednej czy dwóch kanek. Nikt wcześniej nie odkrył jednak takiej ich ilości. I tylko nieliczne trafiły tam, gdzie ich miejsce, czyli do muzeum.
W depozycie znalazły się między innymi dokumenty, modlitewniki, korespondencja, monety, a nawet bilety kolejowe. Przede wszystkim jednak kanki wypełniały różnego rodzaju tekstylia, ubrania i buty. Całość trafiła do ziemi najprawdopodobniej w 1947 roku – taka data znajduje się bowiem w jednym z listów.
– Zależy nam, by dotrzeć do potomków osób, które zakopywały depozyt, a być może i do nich samych, co było by bardziej niesamowite niż sam depozyt – informuje Maciej Sadowski. – Dzięki wsparciu osób z Niemiec i upartości naszego członka Wojciecha Beresztana jesteśmy już na dobrej drodze – dodaje
Jeśli uda się dotrzeć do właścicieli rzeczy, być może uda się rozwiązać zagadkę depozytu. Póki co nie wiadomo, w jakich okolicznościach trafił do ziemi i co stało się z Martą i Paulem Niedzwietzkimi, których nazwisko pojawia się w dokumentach i korespondencji.