Miesiąc bez nowych rewelacji na temat Bursztynowej Komnaty to miesiąc stracony. Tak przynajmniej wynika z publikacji o losach największego zaginionego skarbu, które w różnej formie podawane są czytelnikom na całym świecie. Bo też zagadnieniem interesują się wszyscy i na całym świecie. Nie ma przecież drugiego skarbu, którego równolegle i od wielu lat poszukiwaliby amatorzy, specjaliści, naukowcy, odkrywcy, a nawet służby specjalne, co całej sprawie dodaje nie tyle pikanterii co aury tajemniczości.
A sprawa jest bez wątpienia tajemnicza. Dla jednych Bursztynowa Komnata to po prostu symbol wszystkich skarbów zaginionych w trakcie ostatniej wojny. Dla innych cel, który ma ukoronować długą pogoń za arcykosztownym odkryciem. Od jego zaginięcia mija w tym roku 70 lat. I w tej okrągłej rocznicy dopatrywałbym się przyczyny ponadprzeciętnego zainteresowania mediów. A także aktywności naukowców i poszukiwaczy, którzy przy tej okazji chcą zakomunikować światu o swoim istnieniu.
Tym razem sprawę przytacza Gazeta Wyborcza, która powołuje się na wyniki badań Siergieja Trifonowa, rosyjskiego historyka i wykładowcy na Uniwersytecie im. Immanuela Kanta w Kaliningradzie. To jedna z tych osób, które poświęciły część swojego życia na dokładne prześledzenie ostatniej drogi Bursztynowej Komnaty i topienie każdego bardziej lub mniej obiecującego śladu. Trifonow wyczerpał już najwyraźniej wszystkie możliwe ścieżki, by w końcu stwierdzić: “znalazłem”, a przynajmniej: “wydaje mi się, że znalazłem”.
Według rosyjskiego historyka Bursztynowa Komnata nigdy nie opuściła Królewca. Niemcy – jego zdaniem – nie mieli wystarczającej ilości czasu, by bezpiecznie wywieźć skrzynie poza stolicę dawnych Prus Wschodnich. Trifonow jest przekonany, że zabezpieczyli jedynie komnatę i ukryli ją na terenie Królewca. Jedną z możliwych lokalizacji, które wskazuje jako miejsce ukrycia skrzyń ze skarbem, jest słynny bunkier Otto Lascha – niemieckiego generała i obrońcy Królewca z 1945 roku. Wersja ta jest o tyle prawdopodobna, że trop, według dokumentów i wielu relacji, rzeczywiście urywa się w Królewcu. Tam skrzynie z Burszynową Komnatą widziano po raz ostatni. I tam ślad po nich zaginął.
Bunkier Lascha znajduje się w ścisłym centrum dawnego Królewca. Mimo tego, że jest w części zasypany i zalany wodą, sam Trifonow podejmował próby zbadania jego wnętrza. Do środka wpuszczono między innymi sondę, dzięki której zlokalizowano potężną skrzynię. Co jest w jej środku – nie wiadomo. Jej rozmiary dają jednak Trifonowowi nadzieję – to w niej, zdaniem naukowca, mogą znajdować się bursztynowe panele, z których zbudowano komnatę.
Przy okazji badań zlokalizowano też kilka kolejnych pomieszczeń i tuneli, w których być może zgromadzono inne dzieła sztuki. Dlatego Rosjanie planują odgruzować bunkier. Jeśli znajdą tam cokolwiek, o sprawie doniosą z pewnością – tak, jak i w tym przypadku – wszystkie rosyjskie portale informacyjne. A za nimi i inne media. O skarbach przecież każdy lubi czytać.
W przypadku Bursztynowej Komnaty za kilkanaście lat łatwiej będzie wymienić miejsca, w których jej jeszcze nie szukano. W samej Polsce podejmowano próby odnalezienia skarbu w Krakowie, Gdańsku, Słobitach, Pasłęku, Człuchowie, Szymbarku, Giżycku, Bolkowie, w Górach Sowich, Nysie, Namysłowie czy Olecku. Mi blisko jest do opinii Trifonowa, ale jeszcze bliżej polskiego historyka Leszka Adamczewskiego. Obaj uważają, że Bursztynowa Komnata została w Królewcu. Adamczewski – w przeciwieństwie do rosyjskiego naukowca – jest przekonany, że komnatę strawił ogień podczas pożaru królewieckiego zamku, zbombardowanego przez alianckie samoloty.
Bo czy gdyby było inaczej, Bursztynowa Komnata nie zostałaby już odnaleziona? A gdyby została odnaleziona, to o czym od czasu do czasu pisałyby media na całym świecie? Bursztynowa Komnata to nierozwikłana zagadka. To tajemnica, która nurtuje wszystkich poszukiwaczy. I niech tak na zawsze zostanie…