2,3 C
Warszawa
czwartek, 12 grudnia, 2024

“Cierpliwość popłaca”. Polacy odkrywcami złotych suwerenów z XIX wieku

-

To niedzielne odkrycie polskich poszukiwaczy rozniosło się wśród krajowych detektorystów lotem błyskawicy. Pięć złotych monet z okresu panowania królowej Wiktorii to rzeczywiście niecodzienne znalezisko, nawet jak na Wyspy Brytyjskie. Sebastian Lewicki, który znalazł cztery z pięciu monet, tak wspomina moment odkrycia: “Emocje były nie do opisania: zachwyt, szczęście, ale także to, co nazwałbym wewnętrznym zaspokojeniem. Każdy z nas chodząc z wykrywaczem metalu czeka na taką chwilę, a ja przeżyłem ją aż cztery razy”. W rozmowie z nami opisuje też miejsce odkrycia, wskazując, co było w nim niezwykłego. A na końcu zdradza, co jest jego poszukiwawczym marzeniem.

zdziennikaodkrywcy.pl: – Znajdując złotą monetę dokonałeś tego, o czym myślą i marzą poszukiwacze skarbów. Ty przeżywałeś tę chwilę kilka razy, bo w ciągu jednego dnia ostatecznie odnalazłeś nie jedną a cztery monety. Jakie to uczucie?

Sebastian Lewicki: – Idąc dziś rano na pole nie byłem zbyt entuzjastycznie nastawiony. Znajomy planował początkowo inne miejsce, takie, gdzie trafiają się znaleziska, ale jednocześnie jest mnóstwo śmieci. Po całym dniu takiego kopania plecy są mocno obciążone, więc trochę z lenistwa wybraliśmy inne miejsce, albo to po prostu los nas tam rzucił.

Po wykopaniu pierwszej monety, gdy była jeszcze w bryle ziemi, zobaczyłem charakterystyczny rant i początkowo myślałem, że to dziecięca obrączka z aluminium. Dopiero po rozgnieceniu bryłki okazało się, że to, co wydawało mi się obrączką, okazało się złotą monetą. To była połówka suwerena z czasów królowej Wiktorii.

Emocje były nie do opisania: zachwyt, szczęście, ale także to, co nazwałbym wewnętrznym zaspokojeniem. Każdy z nas chodząc z wykrywaczem metalu czeka na taką chwilę, a ja przeżyłem ją aż cztery razy. Nie ukrywam, że przy każdej jednej siadałem na ziemi i delektowałem się przez kilka minut. Łącznie monet na polu było pięć. Jedną z nich znalazł mój towarzysz Mateusz Jacak.

Trzy pierwsze monety. Złote numizmaty odnaleziono przy użyciu wykrywacza Nokta Makro Kruzer

– Pewnie teraz każdy, kto czyta twoje słowa, zastanawia się, w jakiej lokalizacji doszło do odkrycia monet? Coś szczególnego wyróżniało to miejsce?

– To nie było jakieś charakterystyczne miejsce. W pobliżu nie ma żadnych większych miast czy miasteczek. Kilka pól, jedno obok drugiego, poodgradzanych kamiennymi murkami w stylu angielskim. Pole, na którym znaleźliśmy monety, wyróżniało się tym, że od jego jednej strony rósł stary las, taki ze bukami i dębami. Od strony lasu murek miał wyrwę, być może kiedyś była to brama. W każdym razie postanowiłem sprawdzić to miejsce i to był strzał w dziesiątkę.

– To nie była twoje pierwsze złote znalezisko. Sam wspomniałeś na filmie, który został zarejestrowany w chwili odkrycia, że miałeś już szczęście znaleźć złotą monetę.

– Tak, to nie było pierwsze złoto, które odkryłem. Z wykrywaczem metalu chodzę od lipca 2019 roku a na swoim koncie mam już trzy złote sygnety i jedną złotą monetę, konkretnie pół gwinei z 1760 roku króla Jerzego III. Nie ukrywam, że emocje były wtedy niesamowite. Tamtą dziurę rozkopywałem i zakopywałem z cztery razy, bo wykrywacz gubił sygnał, ale cierpliwość popłaciła. Moneta w końcu się pokazała.

– Jesteś aktywnym poszukiwaczem. Masz na pewno na swoim koncie wiele znalezisk. Które jest dla ciebie najważniejsze lub najciekawsze i dlaczego?

– Mimo, że mam za sobą kilka złotych dołków, kilka rzymskich monet, fibulę, to najbardziej emocjonującym i zapadającym w pamięć odkryciem jest srebrny medal żołnierza angielskiego z okresu I wojny światowej. Bardzo zależało mi na oddaniu tego medalu rodzinie. Niestety, okazało się, że żołnierz zmarł w latach ’60 XX wieku, jego syn też już nie żyje, a do wnuków nie udało mi się dotrzeć.

– Poszukiwacze skarbów w Polsce trochę z zazdrością na pewno patrzą na zdjęcia złotych monet, które odkryłeś. I pewnie nie chodzi tylko o nie, a o sam fakt, że wstałeś w niedzielę rano i pojechałeś na pole, po czym bez stresu prowadziłeś poszukiwania. Myślisz, że w Polsce też będą kiedyś takie warunki do poszukiwań?

– Mieszkam w Anglii od kilkunastu lat. I choć sporo zmieniło się od czasu mojego przyjazdu, wciąż jestem zachwycony podejściem władz do ludzi i do własności. Gdy idę na pole, gdzie mam pozwolenie od właściciela, nie martwię się, że komuś może się coś nie spodobać. Mamy tu coś na kształt niepisanej umowy między właścicielem a poszukiwaczem. Jeśli ktoś znajdzie skarb, ma obowiązek podzielić się z właścicielem pół na pół. Myślę, że taka umowa i taki podział jest dobrym i sprawiedliwym rozwiązaniem.

Znajdując skarb czy inne historyczne przedmioty, nie trzeba nic chować po szafkach czy pod podłogą. W przypadku skarbu państwo ma zawsze prawo pierwokupu. Jeśli wykupem zainteresowane jest muzeum, zapłacą znalazcy i właścicielowi pola. Mam nadzieję, że w Polsce z czasem też będzie łatwiej. Tak, by poszukiwacze nie musieli się ciągle oglądać przez ramię i by zabytki trafiały tam, gdzie ich miejsce, a przede wszystkim nie wyjeżdżały nielegalnie za granicę.

Złote monety mają swoją magię

– Co dalej ze złotymi monetami? Na pewno wrócicie jeszcze w to miejsce. Spodziewacie się tam kolejnych odkryć?

– Znalezisko zostanie zgłoszone i wtedy zapadnie decyzja, czy monety zostaną z nami, czy też nie. Ale prawdę mówiąc jest to dość częste znalezisko. Monety nie są rzadkie i stare, więc jest duże prawdopodobieństwo, że trafią do nas.

Pewnie nie raz będziemy wracać jeszcze na to pole. Tak to już jest, że takie miejsca ściągają. Z drugiej strony po prostu czuję, że tam coś jeszcze na mnie czeka. A moim marzeniem jest odkrycie złotej rzymskiej monety.


Ostatnio dodane

Nie przegap

Musisz przeczytaćpolecane
teksty wybrane dla ciebie